Świątecznie życzę jak najwiecej zapału w tym co robicie :)

Chciałbym wszystkim przeglądającym tego bloga życzyć wspaniałych Świąt Wielkiej Nocy.

Znajomym i przyjaciołom nie związanym z fotografią, życzę mnóstwo wolnego, jakże cennego czasu spędzonego za suto zastawionym stołem, pałaszując wszelkie dobra, przy których ślinka cieknie i człowiek z apetytem pochłania wszystko. Ciepłych rodzinnych spacerków, spotkań z przyjaciółmi, żadnych powtórek w telewizji (jak jeszcze raz zobaczę Kargula i Pawlaka to wyskoczę przez okno), abyście spędzili te święta tak jak każdy z osobna sobie to wymarzył.

Znajomym i przyjaciołom, których próżno szukać na zdjęciach, bo są zazwyczaj po drugiej stronie obiektywu, życzę jeszcze więcej wolnego czasu 🙂

Wiem z doświadczenia, że życie fotografa to ciężki chleb. Ludziom się wydaje, że to prościzna, że zrobisz „trzy zdjęcia” i masz luz. Niestety tak nie jest. Po zrobieniu zdjęć trzeba jeszcze poddać je postprocesingowi, który sprawi, że każde zdjęcie zyska w treści i odbiorze jeszcze więcej, a co trwa nawet do 5 tygodni. Ale czy to źle? Czy ja tego nie lubię? Gdybym nie lubił – nie robiłbym tego 🙂

Zaczyna się od euforii od szału fotograficznego. To jest jedna wielka supernova, która wybucha w sercu człowieka, widząc wspaniałe fotografie. Pojawia się pytanie: Jak oni to robią? Czy ja też bym tak potrafił? Zaczyna się myśleć nad aparatem. Małpka*, którą się miało do tej pory nie wystarcza. Człowiek zaczyna postrzegać świat inaczej. Zastanawia się co zrobić, by było lepiej.

A jak to było ze mną? W roku 2006 robiłem małpką* Nikon Coolpix 3700.

Aparacik fajny. Zachwalam. Jak na tamte czasy robił zdjęcia świetne. Był malutki wielkości dłoni – nawet mniejszy. Z nim stawiałem swoje pierwsze kroki w fotografii. Robiłem zdjęcia bardziej dla robienia i satysfakcji niż dla uzyskania jakiegoś konkretnego efektu. Aparacik mi się podobał, bo był lekki, poręczny i mieścił się w małej kieszonce. Jednak im częściej przyglądałem się zdjęciom profesjonalistów, tym więcej widziałem niedociągnięć i braków w moim aparaciku.

W 2008 roku przyszedł czas na kupno lustrzanki. Szukałem sporo i pytałem jeszcze więcej, a że używałem małpki* Nikona i byłem zafascynowany kolorem i jakością zdjęć tego stworka, to system wybrałem ten sam: NIKON. Wybór padł na Nikona D80 + kitowy obiektyw 18-135mm.

Nie przypuszczałem, że to dopiero początek wydatków, który już nigdy się nie skończy. Z aparatami jest tak jak z samochodem. Kupno to dopiero początek wydatków, a nie koniec. Zbierasz pieniążki. Odkładasz, wyrzekasz się dóbr doczesnych, żeby tylko uzbierać sumkę na Twój wymarzony aparat. Kupujesz. Cieszysz się. Robisz testowe zdjęcia i robisz i testujesz i robisz i klapki po miesiącu spadają z oczu (albo i szybciej) i okazuje się, że do prac Twoich idoli brakuje Ci jeszcze sporo. Inwestujesz kolejną kasiorę w sprzęt. Każdy nowy zakup przybliża Cię do efektów uzyskanych przez Twoich idolów. Coś jest nie tak :/ I okazuje się, że poznajesz hasło fotografów, którego wcześniej nie zauważałeś : TO NIE APARAT ROBI ZDJĘCIA – TYLKO CZŁOWIEK. Ja zdecydowanie wolę jednak inna wersję tego powiedzenia, która brzmi następująco: „Na nic sprzętu kupa, jak fotograf dupa” 🙂

Zacząłem porządnie brać się za swój warsztat, za swoją wiedzę fotograficzną. Nakupowałem mnóstwo książek, codziennie przeglądałem fora fotograficzne, po godzinkę, dwie bez przerwy oglądałem fotografie zawodowców i się z nich uczyłem. Codziennie też, to czego się nauczyłem, wprowadzałem w życie wykorzystując moją lustrzankę. Może to zabrzmi dziwnie, ale przez około dwa tygodnie miewałem bardzo męczące sny. Codziennie (poważnie) śniło mi się kadrowanie, robienie zdjęć, szukanie tematów do zdjęcia. To było przerażające. I tak noc w noc przez około dwa tygodnie. W domu nie potrafiłem mówić o niczym innym jak tylko o zdjęciach…

Odgrywającym ważną rolę w moim fotograficznym życiu wydarzeniem był mój ślub. Na ślub zamówiliśmy fotografa, któremu powierzyliśmy nasze emocje, nasze przeżycia. Nie zawiódł nas. Piotr Ulanowski pokazał sobą, swoim zachowaniem, że u fotografa liczy się osobowość, a nie tylko jego dzieła. Był z nami od godzinki, a my już traktowaliśmy tego obcego nam człowieka jak swojego najlepszego kumpla. Łapałem się na tym, że prawie przez cały ślub i wesele obserwowałem go (nawet niechcący) i się uczyłem z samej tylko obserwacji. Zdjęcia jakie nam zrobił oczarowały nas i sprawiły, że dostałem porządnego kopa niczym RED BULL. Dostałem skrzydeł 🙂 Z wielkim entuzjazmem i jeszcze większym zaparciem kontynuowałem pracę nad sobą – swoim warsztatem.

Pozwólcie, że zacytuję tu jednego z moich mentorów, Annę KALINĘ Ciesielską, który podaje przepis na wspaniałe zdjęcia: „Żelazna proporcja mówi: dwa procent talentu i dziewięćdziesiąt osiem procent ciężkiej pracy. Z tym, że to dziewięćdziesiąt osiem procent ciężkiej pracy bazuje głównie na rozwijaniu tych dwóch procentów talentu.”

Przez rok pracuję nad sobą bardzo ostro. Codziennie uczę się czegoś nowego. Nie spoczywam na laurach. Taka jest moja tajemnica i taka jest też tajemnica wszystkich dobrych fotografów. Największą frajdę sprawia mi spojrzenie wstecz na moje pierwsze zdjęcia sprzed roku i na te dzisiejsze, obecne i dostrzeżenie olbrzymich różnic – oczywiście na lepsze 🙂 Największą radochę jednak sprawiają mi uśmiechy, czasem łzy, iskierki w oczach i entuzjazm, z jakim oglądają moje prace Młodzi podczas oddawania im już gotowych zdjęć po obróbce – zdjęć dopieszczonych na maksa. Wtedy się cieszę, bo to oznacza dla mnie, że dobrze wykonałem swoją robotę. Daje to porządnego POWERA i zachęca do dalszej pracy nad sobą.

Dzisiaj już pracuję na bardziej profesjonalnym sprzęcie i umiem więcej niż rok temu, ale to nie znaczy, że to już koniec. O nie. To dopiero początek. Fotografia wciąż się rozwija. Nie stoi w miejscu. Dawniej wzrok cieszyły w studio płotki, kolumny w tle czy fotomontaże na tle wyspy tropikalnej. Gdybym stał w miejscu i nie rozwijał się byłbym nikim. Nie mogę stać w miejscu, bo ja tak nie potrafię. Cięgle szukam, chcę się rozwijać, być na topie. Nie wolno w tym zawodzie przestać się rozwijać.

Życzę wszystkim jak najwięcej zapału w tym co robią 🙂

Nie wiem jak inni, ale ja po świątecznym śniadanku wstaję od stołu i idę do pracy fotografować ślub. Nie mogę odpocząć w Święta. Czy tego żałuję? Skądże! To jest to, co uwielbiam. Kocham fotografować! Idę fotografować czyjeś niezapomniane, cudowne chwile i chcę, żeby moje zdjęcia oddały to jak najlepiej.

małpka* – w żargonie fotografów jest to zwykły, przeciętny aparat cyfrowy, kompaktowy.

Komentarze

Hubercie
Tobie i Twojej rodzinie, również składam moc życzeń świątecznych. Aby przy wspólnym stole wielkanocnym nie zabrakło refleksji, ciepła i miłości.
Udanych kadrów szczególnie tych wielkanocnych, aby praca z fotografią cały czas tak mocno Cie wciągała jak do tej pory.
Pozdrawiam.

Huberto co za wylewny post:)
Jak juz pisalem zycze powodzenia i spelnienia wszystkich marzen:)
A teraz z okazji swiat zycze Tobie jak i twojej Zonce wszystkiego najlepsiejsiego 🙂

TWÓJ KOMENTARZ

Skomentuj Pawcior

IMIĘ I NAZWISKO
EMAIL
STRONA WWW
KOMENTARZ

następny post
A ja rosnę i rosnę…
Pozwólcie, że jeszcze napiszę coś o Bąblu. Odkąd otrzymaliśmy go w prezencie ślubnym, ten mały, kudłaty szkrab wciąż rośnie i rośnie 🙂 Kiedyś jak wyprowadzało [...]